niedziela, 31 marca 2013

Wyznania autorki.

100 wyświetleń jednego dnia... KOCHAM WAS! <3
A tak przy okazji, to chciałam Was zaprosić na mojego drugiego bloga, również o Dramione. Dopiero tam zaczynam, więc jest tylko Prolog, ale już jutro lub nawet dzisiaj rozdział pierwszy. : ) kto-sie-czubi-ten-sie-lubi-dramione.blogspot.com

Rozdział IV - Wypowiedziane słowa i szlaban.


- … Przyszedłem zobaczyć, czy się nie pozabijaliście! - krzyknął, nie patrząc na nich, a gdy to zrobił, aż otworzył buzię ze zdziwienia.
- Co Wam się stało? - zapytał oszołomiony.
- Eeee… mały wypadek… - mruknął cicho Ślizgon, trochę zdenerwowany. Właśnie przed chwilą prawie pocałował Granger! Co się z nim dzieje? Normalnie brzydziłby się ją w ogóle dotknąć, mimo że stara się już nie kierować się statusem krwi, to i tak to było absurdalne i kompletnie nieprawdopodobne. To… to wbrew naturze! Przyrzekł sobie w duchu, że już więcej do tego nie dopuści, a tą chwilę słabości tłumaczył sobie bardzo mocnym uderzeniem w głowę.
- Mały? Stary, wyglądacie jakbyście właśnie walczyli z armią splątek tylnowybuchowych. Mieszkacie ze sobą zaledwie od paru godzin i podejrzewam, że gdybyście byli tu jeszcze z parę następnych to bylibyście już zimnymi trupami, a przynajmniej jedno z Was. - powiedział, żywo gestykulując.
- Przypominam Ci, że mamy razem mieszkać przez jeszcze prawie trzy miesiące.
- Nie wiem jakim cudem Wy przeżyjecie… A właśnie, Hermiona. Chciałem Ci podziękować za pomoc w wakacje. - tu uśmiechnął się do zdezorientowanej dziewczyny, która na razie stała z tyłu, przysłuchując się rozmowie Blaise’a i Draco.
- Eee… n-nie ma za co. - zdołała tylko wyjąkać. Hermiona? Podziękować? Ślizgon szlamie? Co tu się dzieje?
- Eee… no. - rzekł Draco, a zaraz po tych słowach zapadła krępująca cisza, której nikt nie odważył się przerwać. Draco mimowolnie przypomniał sobie, jak Blaise myślał, że Granger jest jego dziewczyną. Zachciało mu się śmiać, a jednocześnie z niewiadomych mu powodów ogarnęła go niezwykła złość. Dlaczego on tak naprawdę się zmienia? Czy może już się zmienił… Dlaczego nagle uznał, że przez lata wpijane mu nauki ojca, że szlamy są bezwartościowe, jak i charłaki i mugole nie mają najmniejszego sensu? Przecież on jest arystokratą, wielkim Malfoy’em! Po co on miałby się zmieniać? Dochodząc do takich wniosków, zupełnie nieprzemyślanie, nie rozumiejąc swojego poprzedniego zachowania, jakim było bycie miłym dla szlamy, chcąc to zmienić i wrócić, do według niego, normalności, przerywając głuchą ciszę, powiedział:
- Zawsze myślałem, że szlamy są bezwartościowe, a tu proszę taka niespodzianka. - jego słowa zawisły w powietrzu, echem odbijając się o ściany pomieszczenia. Zabini wytrzeszczył na niego oczy, natomiast Hermiona… Hermiona spojrzała się na niego, tak że chłopak zrozumiał, że nie powinien był tego mówić, że jest kompletnym idiotą, i że teraz najlepiej jakby poszedł się powiesić.
- Zawsze ten ton zaskoczenia. - powiedziała chłodno i obojętnie, po czym nie spoglądając więcej na blondyna odwróciła się na pięcie i weszła do swojej sypialni, ledwo powstrzymując się, aby nie trzasnąć za sobą drzwiami. Słowa chłopaka, ku jej zdziwieniu wcale ją nie zabolały, być może w głębi duszy wiedziała, że w końcu to nastąpi. Niemożliwe jest żeby ktoś taki jak Malfoy, żeby obojętnie kto, tak długo i tak głęboko wierzący, że mugole to nic niewarte śmiecie, zasługujące tylko na śmierć, w przeciągu kilku miesięcy tak się zmienił… a zwłaszcza Malfoy. To jest absurdalne i Hermiona od dawna o tym wiedziała, tylko skoro słowa blondyna ją nie zabolały, nie przyniosły za sobą rozczarowania zachowaniem chłopaka, ani łez wylanych przez dziewczynę, to dlaczego odczuwała wewnątrz siebie pustkę? Zimną, lodowatą otchłań?
                                       ~~*~~

- Jesteś debilem. Kompletnym kretynem. Idiotą… - kontynuowałby swój wywód Zabini, gdyby wściekły Draco nie rzucił w niego Ognistą Whisky. Chłopak cudem umknął przed butelką, która roztrzaskała się o ścianę, gdzie przed chwilą znajdowała się głowa Blaise’a.
- Hej! Mówię Ci tylko jak jest! Czemu to powiedziałeś? Myślałem, że już status krwi nie ma znaczenia, że zaczynasz… zaczynamy wszystko od nowa. Wojna się skończyła, nikogo nie obchodzi już czystość krwi! Po co to zrobiłeś?
- Po prostu… nie wiem! Jestem debilem. -powiedział, zły na samego siebie.
- Tak, jesteś. - rzekł dobitnie Zabini.
- Ale to może nawet i lepiej… - mruknął cicho, jednak czarnoskóry go usłyszał.
- Że jak? Lepiej? Chyba miałeś się zmienić? Nie liczy się już status krwi i te sprawy… pogięło cię? - zapytał, dając do przyjacielowi do zrozumienia, że zupełnie nie popiera jego zachowania i nie rozumie jego toku rozumowania.
- Zrozum… to po prostu było takie dziwne. Ja miły dla Granger… Malfoy, arystokrata, miły dla szlamy Granger…
- Chyba Malfoy, zasrany arystokrata. - mruknął pod nosem Zabini, przerywając Draco.
- Tak jest lepiej, wszystko wraca do normy. Tak jak powinno być, żadnych zmian, wszystko po staremu. - ciągnął dalej.
- I chcesz mi powiedzieć, że wtedy ci wszystko pasowało? - zapytał Blaise, jednak chłopak mu nie odpowiedział, sam się nad tym zastanawiając.
                                                ~~*~~
Hermiona leżąc na łóżku, na brzuchu, zwisając głową w dół, zastanawiała się nad zachowaniem blondyna. Najpierw jest dla niej miły, miód malina, a później nazywa ją szlamą… Debil. No po prostu debil. Mimo, że ją w to jakimś stopniu zabolało i dotknęło, nie płakała. Już dawno to sobie obiecała, że nie będzie płakać. Najwyżej ze śmiechu i nie zamierzała tego zmieniać tylko i wyłącznie z powodu jakiegoś egoistycznego dupka. Z takim postanowieniem zasnęła, budząc się następnego dnia przez łaskoczące ją w twarz promienie słońca. Szybko wykonała poranne czynności, założyła mundurek i szatę, zarzuciła torbę na ramię i udała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Postanowiła zapomnieć, że kiedykolwiek normalnie rozmawiała i że kiedykolwiek mu pomogła. Jej pierwszą lekcją były Eliksiry ze Ślizgonami i Hermiona modliła się, żeby nie doszło do żadnej sprzeczki.
Nie było jej to dane, gdyż kiedy tylko pojawiła się przed salą z Harry’m i Ronem momentalnie podszedł do nich Malfoy jak zwykle w towarzystwie kilku Ślizgonów.
- No, no, no. Kogo my tu mamy? Szlama Granger, Wieprzlej i Bliznowaty.
- Odwal się Malfoy. - warknął Ron.
- Och, proszę cię Weasley, nie odzywaj się, bo ten odór, który wydobywa się z Twojej paszczy jest nie do zniesienia. - powiedział, zatykając nos, a grupka Ślizgonów, robiących za goryli Malfoy’a parsknęła śmiechem, w tym kilka osób wymuszonym.
Ron natychmiast chciał się rzucić na niego, jednak Harry i Hermiona przytrzymali go za ramiona, a dziewczyna mruknęła jeszcze do niego:
- Ignoruj tego kretyna.
- O, Granger. Od kiedy ty taka wygadana? Zdjęli ci kaganiec, że w końcu się odzywasz? Takie szlamy jak ty powinni jeszcze na smyczy wyprowadzać. - rzekł, a brązowowłosa, mimo że bardzo chciała, nie mogła się opanować i z prędkością światła wyciągnęła różdżkę, celując nią w twarz blondyna.
- I co teraz zrobisz, Granger? Chyba taka kujonka jak ty nie chce dostać szlabanu? - zapytał, uśmiechając się drwiąco. Dziewczyna ledwie panował nad sobą.
- Zamknij się. - wycedziła, patrząc mu prosto w oczy. Chłopak uczynił to samo i powoli, dobitnie i dość głośno rzekł:
- Szlama. - po chwili już czuł, jak z głuchym plaskiem dostaje w policzek. Nie wiele myśląc również wyjął różdżkę i krzyknął:
- Drętwota! - czerwony strumień poleciał w stronę Gryfonki, która natychmiast wyczarowała magiczną tarczę, od której zaklęcie się odbiło, trafiając prosto w lampę wiszącą na ścianie. Tak zaczął się ich pojedynek, a nikt z obecnych tam nie śmiał zareagować i ich powstrzymać. Przerwać to mógł tylko któryś z profesorów, a na ich nieszczęście, tak się złożyło, że tamtędy przechodziła profesor McGonagall.
- Co tu się wyprawia? - dwójka wrogów natychmiast schowała różdżki, prostując się i z przerażeniem wpatrując się w dyrektorkę.
- Kolejna awantura? - zapytała, srogo patrząc na nich z nad swoich okularów połówek. - Za mną.
Hermiona i Draco, nawet na siebie nie patrząc ruszyli za kobietą. Brązowowłosa w duchu przeklinała się ze to, że wdała się w ten kretyński pojedynek. To wszystko jest wina Malfoy’a!
Pięć minut później siedzieli już w gabinecie profesorki, na głębokich, zapadających się, skórzanych fotelach. Gabinet oprócz zniknięcia paru figurek i rzeczy byłego dyrektora oraz tego, że na ścianie wisiał dodatkowy portret Albusa Dumbledore’a, wyglądał identycznie jak za jego “panowania”.
- Jesteście Prefektami Naczelnymi. - zaczęła profesorka. - I nie mogę pojąć jaki chcecie dać przykład innym, zachowując się w ten sposób. Nie będę owijać w bawełnę. Wasze domy tracą po dziesięć punktów, a Wy macie tygodniowy szlaban. Wiedzcie tylko, że myślałam, iż jesteście bardziej dojrzalsi i że trochę zrozumieliście do czego prowadzą takie konflikty. Następny taki incydent pozbawi Was prefektury, to jasne? - była widocznie zła, a Hermionie zrobiło się głupio i strasznie wstyd po słowach dyrektorki. Z drugiej strony była wściekła na siebie, i na Malfoy’a za tą całą sytuację. Jeszcze szlabanu z tą głupią fretką jej brakowało!
- Idźcie już. Zgłosicie się u mnie jutro o osiemnastej. - przytaknęli równocześnie i po chwili w ciszy szli do swoich dormitoriów. Nie było dane cieszyć jej się spokojem.
- To wszystko Twoja wina, Granger. - warknął.
- Och, tak. To ja cie zaczęłam wyzywać od szlam. To wszystko moja wina. A powiedz mi Malfoy… Czy to też moja wina, że istnieją tacy idioci jak ty? - zapytała, uśmiechając się ironicznie.
- Nie prowokuj mnie. - przyśpieszył kroku, i już moment później stał na środku “salonu”, kłócąc się z Gryfonką.
- Gdyby nie ty, nie miałbym żadnego durnego szlabanu! - krzyczał, chłopak, wymachując rękoma na wszystkie strony.
- Słucham?! Więc to niby moja wina?! Wiesz co Malfoy?! Wal się! Nie odzywaj się do mnie i najlepiej zniknij z mojego życia!
- O jedną idiotkę mniej. - wycedził i udał się do swojej sypialny, trzaskając za sobą drzwiami.
- Dupek! - wrzasnęła jeszcze, a w odpowiedzi usłyszała jedynie drwiący śmiech.
***
Możecie być rozczarowany tym rozdziałem... a przynajmniej ja jestem. Wiem, że jest on słaby i praktycznie taki... denny, jednak nie miałam już czasu, żeby to zmieniać. Nie jestem zadowolona z tej notki, jednak może ktoś będzie miał inne zdanie i za to trzymam kciuki. : ) Pozdrawiam, i postaram się, żeby następny rozdział był lepszy.
A tak poza tym, to życzę Wam Wesołych Świąt. :D


Dziękuję!



Boże, Boże, Boże! Mam już 1000 odsłon! Dziękuję serdecznie! <3
Nowy rozdział będzie dziś lub jutro : )


niedziela, 24 marca 2013

Rozdział III - "Głupia zasada".


   Każdy zapewne w swoim życiu miał te lepsze i gorsze dni. Z pewnością ten dzień dla Hermiony Granger był tym złym, bardzo złym i jeszcze gorszym. Wszystko to przez jedną informację, która z pewnością w jakimś stopniu zmieniła jej dotychczasowe życie. Możliwe, że to informacja ogólnie rzecz biorąc była mało istotna, jednak nie dla panny Granger. Wszystko zaczęło się pierwszego września, już w Expressie Londyn-Hogwart.
“Pociąg jechał z zawrotną szybkością i mimo, że to sprawiło iż nie można było nic zobaczyć za oknem, Hermiona uparcie wpatrywała się w przemijający krajobraz, zatapiając się w swoich myślach. Obok niej siedział Ronald Weasley* oraz Harry Potter*, którzy teraz rozprawiali o ostatnim meczu Quidditcha, Armaty z Chudley - Harpie z Holyhead, żywo przy tym gestykulując. Luna rozwiązywała krzyżówkę w Żonglerze, a Ginny natomiast słuchała opowieści Neville’a o tym jak jego wujek hodował Jadowitą Tentakulę i pewnego razu go zaatakowała, wstrzykując mu jad w dość nietypowe miejsce.
- I co? Zabiła go? - zapytała Ginny, przerażona wpatrując się w Neville’a.
- No co ty! - machnął lekceważąco ręką, jakby go to w ogóle nie obchodziło, a rudowłosa odetchnęła z ulgą. - Żyję i ma się dobrze, bo na szczęście tego jadu nie było tak dużo i udało się uzdrowicielom go uratować. Ale powiedział, że ma dosyć roślin chyba do końca życia. - zaśmiał się, a Ginny mu zawtórowała.
I w momencie, gdy Ron zaczął opisywać “niesamowitą” bramkę jednego zawodnika z jego ulubionej drużyny, czyli z Armat z Chudley, drzwi przedziału otworzyły się i stanął w nich Draco Malfoy. Harry zastygł w miejscu, wpatrując się w “gościa”, Ron urwał w połowie zdania, Ginny szybko wstała, wyciągając różdżkę i celując nią w blondyna, a Neville uczynił to samo. Jedynie Hermiona powoli i niechętnie odwróciła głowę w tamtą stronę i obrzuciła przybysza chłodnym spojrzeniem.
- Spokojnie, Wiewiórko i ty Longbottom. Przyszedłem do Granger. - powiedział opanowanym tonem. Zapadła głucha cisza, a atmosferę, która nastała można by było kroić nożem.
Wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę, jedynie Luna nadal nie odrywała wzroku od gazety. Ron oraz Harry posłali jej zdumione spojrzenia, a Ginny i Neville nie byli im dłużni wytrzeszczając na nią oczy ze zdziwienia. No bo przecież co Malfoy, wielki, szanujący się arystokrata chce od takiej szlamy Granger? - pomyślała z goryczą.
- Co ode mnie chcesz? - zapytała, przerywając ciszę.
- Przyszedłem tylko Cię poinformować, że masz iść do przedziału prefektów. Takie dostałem polecenie w liście od profesor McGonagall. Jako prefekci naczelni musimy tam iść. - rzekł, jakby chciał dać do zrozumienia dlaczego tu przyszedł i że nie jest tu z własnej woli. Hermiona ledwo zauważalnie kiwnęła głową, a chłopak uśmiechnął się ironicznie i wyszedł z przedziału, trzaskając drzwiami.
- Co to było? - zapytał zupełnie zdezorientowany Potter.
- Co, co to było? Nic. A co miało być? - odpowiedziała pytaniem na pytanie brązowowłosa.
- Nie udawaj, od kiedy Malfoy nie zwraca się do Ciebie… sama wiesz jak? Normalnie nie przepuściłby okazji do obrażenia Ciebie. - odpowiedział, a Ron dodał:
- I dlaczego to ON miał po Ciebie przyjść? - widać było, że jest zły. Tylko Hermiona nie rozumiała dlaczego na niej się wyżywa. Czy to ona mu kazała tu przyjść?
- Harry, może po prostu nie chciał mnie przy Was wyzywać, nie wiem, nie mam pojęcia i mało mnie to obchodzi. Ron, czy to ja mu tu kazałam przyjść? Podejrzewam, że właśnie ON, bo tak jak ja został Prefektem Naczelnym. Skończyliście przesłuchanie? Mogę już iść? Świetnie. - warknęła i tak sam jak jej poprzednik, wyszła trzaskając drzwiami.
- Co jej się stało? - zapytała Ginny.
                                              ~~*~~
Jak ona nienawidziła kiedy ją tak przesłuchiwali! Jakby to wszystko to była jej wina! I jeszcze Ron! Po tym jak z nim zerwała w wakacje, był wielce obrażony, chociaż sam przyznał, że też już nic do niej nie czuł. A teraz jak gada z jakimkolwiek chłopakiem rzuca jej zazdrosne spojrzenia i się wścieka o nie wiadomo co! A przecież sam kręci z Lavender!* Co go to obchodzi co ona robi? To tylko i wyłącznie jej sprawa! Ugh! Wszystko jest do kitu.
Takie myśli towarzyszyły Hermionie w drodze do przedziału Prefektów. Nie wiedziała tak naprawdę po co ma tam iść, no oprócz tego, że ma wygłosić przemowę i przekazać informacje i patrolach zwykłym prefektom. Ale po co Draco po nią przyszedł? I co miała znaczyć ta sowa od McGonagall? Niestety tego panna Granger dowiedziała się dopiero w szkole. Na zebraniu oczywiście Malfoy jej dogryzał, jednak ani razu nie nazwał jej “szlamą”, co ją bardzo zdziwiło. Oprócz tego dowiedziała się, że będzie z nim co środy prowadzić patrole. Jeszcze tego jej brakowało… ale to było nic z porównaniem z tym, czego dowiedziała się po uczcie,  w gabinecie dyrektorki.
                                                ~~*~~
- No więc pewnie zastanawiacie się, po co Was do siebie wezwałam… nie będę owijać w bawełnę. Powiem od razu. Jak wiecie zostaliście wybrani na nowych Prefektów Naczelnych, co wiąże się również z masą obowiązków. Co środy, jak już wiecie prowadzić patrole na trzecim piętrze. Zaczynacie patrolować o godzinie 20:00 do 23:00, możecie się zmieniać. Ustalicie to między sobą. Oprócz tego będziecie udzielać korepetycji siódmoklasistom.
- Siódmoklasistom? Ale po co? - zapytała szczerze zdziwiona Hermiona, siedząc w wygodnym fotelu, w gabinecie profesorki Transmutacji.*
- Mimo wszystko, oni nadal nie radzą sobie z pewnymi przedmiotami, więc WY jako najlepsi uczniowie w Hogwarcie… a przynajmniej jedno z Was… będziecie im pomagać. Ustalcie sobie kiedy będziecie je prowadzić, dostosujcie do swoich grafików, ja Wam dam tylko listę uczniów. Będziecie też odpowiedzialni za dekoracje Wielkiej Sali na różne uroczystości, czy to jakiś bal, czy Noc Duchów. I teraz sprawa najważniejsza, tylko proszę bez krzyków. - spojrzała na nich, spod swoich okularów, a Hermiona zauważyła, że chyba się boi ich reakcji. - No więc, od wieków jest tak, że Prefekci Naczelni, mają osobne dormitoria… i w waszym wypadku też tak jest. Jednak chodzi o to, że wiecie ta część Hogwartu gdzie mieści się odobne dormitorium panny Granger jest w trakcie odbudowy, tak samo jak dormitorium pana Malfoy’a.
- To znaczy, że… - powiedział Malfoy, czekając aż dyrektorka rozwinie swoją wypowiedź i w końcu powie o co chodzi.
- To znaczy, że znalazłam dla Was wspólne dormitorium, a właściwie powiedzmy to małe mieszkanie. Mieszczą się tam dwie sypialnie, łazienka oraz Pokój Wspólny.
- Jak to dla NAS? - zapytała Hermiona, akcentując ostatnie słowo… to chyba nie możliwe, żeby…
- Po prostu panno Granger. Od dzisiaj mieszkacie razem.
- Że co?!
- Że jak?!
- Mam z mieszkać z NIĄ?!
- Mam mieszkać z NIM?!
- Nigdy w życiu!
- Po moim trupie! Musi być jakieś inne wyjście, przecież mogę zostać w dormitorium w wieży Gryffidor’u!
- Nie, nie możesz. Nie ma miejsca. Wiem, że to jest dla Was niewygodne, ale musicie zamieszkać razem.
- No, ale… - Hermiona próbowała coś powiedzieć, lecz McGonagall szybko jej przerwała.
- Żadnych dyskusji. Wiem, że nie pałacie do siebie sympatią, jednak ma to swoje plusy.
- Niby jakie? - zapytał, a wręcz wycedził Malfoy, przez zaciśnięte zęby.
- Takie, że od lat próbujemy pogodzić dwa domy: Gryffindor i Slytherin i mimo usilnych prób, nadal te dwa domy nie pałają do siebie sympatią. Wy również jesteście wrogami od lat i wasze wspólne “mieszkanie” ma Wam pomóc dojść do porozumienia. Ja mam serdecznie dość Waszych kłótni i pojedynków. I nie tylko Was się to tyczy. Po prostu jeżeli siebie tak bardzo nienawidzicie to spróbujcie być wobec siebie obojętni. Czy to takie trudne? Myślę, że nie. Więc to ma Wam pomóc się zintegrować. Nie ma już wojny, a Wy również jej nie twórzcie między sobą. - zapadła głucha cisza, w której było słychać tylko ćwierkanie ptaków za oknem.
- To jest konieczne? - zapytała cicho Hermiona, skubiąc rękaw swetra.
- Tak, to jest konieczne. A teraz udajcie się do swojego dormitorium, hasło to: Wąż i lew. Wszystko jasne?
- A… ile będziemy musieli ze sobą mieszkać? - zapytał Malfoy i mimo, że nie było tego widać, panna Granger wiedziała, że ze złości aż się w nim gotuje.
- Myślę, że to będzie jakieś, dwa lub trzy miesiące. - powiedziała profesor McGonagall, po czym usiadła za biurkiem i pochyliła się nad pergaminem, coś zapisując, jednocześnie dając im do zrozumienia, że mają już iść. Hermiona zrozumiawszy to skierowała się w stronę wyjścia, a zaraz za nią ruszył Malfoy. Dziewczyna była pewna, że to będą najgorsze trzy miesiące w jej życiu.”
Właśnie to wydarzenie sprawiło, że panna Granger miała tak podły humor. Siedziała właśnie w swoim “pokoju”, próbując czytać książkę. Był to przestronne, dość przytulne pomieszczenie. Naprzeciwko drzwi znajdowało się wielkie łóżko, a na nim narzuta z godłem Gryffindor’u. Ogólnie mówiąc cały pokój był w kolorach jej domu, co nawet jej pasowało. Ściany były bordowe, a dywan, którym była wyłożona podłoga, był beżowy. Czerwone zasłony przy oknach, sięgające podłogi, były ozdobą okna, z którego, co się najbardziej podobało Gryfonce, był piękny widok na zakazany las i całe błonia. Z wysokości kilkunastu stóp, wyglądało to nieziemsko. Meble były jasnobrązowe, na których Hermiona zdążyła położyć swoje zdjęcia, swoich rodziców, świeczki zapachowe, kwiaty i mnóstwo porcelanowych figurek. W kącie stała również jasnobrązowa toaletka z dość dużym lustrem, teraz cała zapełniona kosmetykami i biżuterią. Obok toaletki stała ogromna szafa, w której znajdowała się tylko połowa rzeczy Hermiony, gdyż reszta nadal mieściła się w kufrze, który aktualnie znajdował się na samym środku dormitorium. Przy łóżku, była mała szafka nocna, na której stała lampka oraz budzik. Całe pomieszczenie bardzo się podobało pannie Granger, jednak nadal nie mogła się pogodzić z tym, że mieszka z Malfoy’em.
“Głupia zasada!” - warknęła i rzuciła książką w drzwi. Pech chciał, że w tym samym momencie drzwi się otworzyły i Draco, który przyszedł do brązowowłosej, oberwał książką prosto w twarz. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Hermiona podeszła do drzwi, które blondyn w tym samym popchnął, zamachnąwszy się ręką. Drzwi z wielką siłą walnęły Hermionę, która upadła na stojącą pod ścianą komodę. Po chwili poczuła tylko mocne uderzenie w głowę, jak się później okazało półką, które drzwi również zwaliły. Czując przeszywający ból głowy, żebra i nogi, z załzawionymi oczami ledwo wstała i wściekła popchnęła drzwi, tylko zapomniała, że tam nadal stał Malfoy. Więc chłopak po raz kolejny dostał w twarz i upadając na podłogę, obok Hermiony, skaleczył sobie rękę szkłem, które przedtem było szklanym wazonem z kwiatami. Ze złamanym nosem, zakrwawioną twarzą i ręką powoli wstał, trzymając się za głowę. Na uginających się nogach podszedł do łóżka, przy okazji potykając się o brązowowłosą i kolejny raz uderzając się w głowę. Hermiona również wstała i poszła otworzyć okno, by choć trochę ochłonąć i zrozumieć co się właściwie przed chwilą stało. Nie było jej to dane, gdyż wracając potknęła się o leżącą na ziemi poduszkę, rzuconą oczywiście przez Malfoy’a. Tak więc próbując ponownie wstać walnęła się o róg okna, by po chwili poczuć krew ściekającą jej z czoła.
- To się nie dzieje naprawdę. - szepnęła i nie zwracając uwagi na Malfoy’a, który za nią poszedł, weszła do łazienki.
- Granger, gdzie masz apteczkę?! - krzyczał, lecz dziewczyna zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Zaczęła powoli mydłem przemywać ranę na czole… i to był jej błąd. Malfoy wściekły otworzył z hukiem drzwi i wszedł coś krzycząc i gwałtownie gestykulując, przy okazji szturchając pannę Granger w rękę, tak że zamiast trafić w ranę na czole, jej namydlona dłoń wylądowała przy oku, które zaczęło niemiłosiernie szczypać.
- Cholera, jak szczypie! Malfoy, kretynie! - wrzasnęła, szybko chlapiąc sobie wodą w twarz.
- Należało ci się, było we mnie nie rzucać książką. - warknął, przykładając sobie rękę do nosa, by w jakimś stopniu zatrzymać krwawienie. Hermiona nie wiele myśląc, kierowana bezgraniczną nienawiścią, błyskawicznie wyciągnęła z szafki dezodorant, którym psiknęła chłopakowi w oczy.
- Jasna cholera, Granger! Odbiło ci?! - darł się, zakrywając oczy dłońmi. Nie pozostał jej dłużny i szybko podszedł do wanny, chwycił wąż i odkręcił wodę. Chwilę potem cała przemoczona Hermiona, z rozmazanym makijażem, wyglądając jak co najmniej zombie, wylała mu na głowę swoje najgorsze perfumy. Gdy goniła go po ich “salonie” i chciała go pociąć pilniczkiem, uznał, że czas najwyższy to przerwać.
- Dobra, dosyć! - krzyknął, a Gryfonka dysząc ciężko rzuciła pilniczek na stolik i z naburmuszoną miną, czerwonymi, szczypiącymi oczami, przeszywającym bólem głowy oraz poranioną twarzą, cała mokra stanęła przed chłopakiem. Gdy tylko zobaczyli jak każdy z nich wygląda oboje wybuchli śmiechem, nie mogąc  się powstrzymać. Po chwili jednak przerwali tę czynność, czując ostry ból w żebrach, w przypadku Hermiony oraz silny ból brzucha jak to było w przypadku Malfoy’a. Stękając z bólu, zaczęli opatrywać sobie rany, siedząc w ciszy na fotelach.
- Jesteś nienormalna, Granger. Więcej do Ciebie nie przyjdę, mogłaś mnie zabić. - powiedział rozbawiony. Hermiona myślała, że raczej zrobi jej awanturę i będzie wściekły.
- Nie byłaby to wielka strata. - odpowiedziała, uśmiechając się lekko.
- Grabisz sobie Granger. - rzekł, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Chyba gorzej być nie może. - westchnęła, przylepiając sobie plaster do czoła, by po chwili ze złością go odkleić.
- Cholera, znowu krzywo…
- Daj. - powiedział Malfoy, wyciągając rękę po plaster.
- Nie, sama to zrobię. - zamachnęła się, jakby odganiała natrętną muchę, jednak po chwili chłopak wyrwał jej z ręki plaster, objął w talii, przysunął do siebie, i uważnie spojrzał jej w oczy.
- Co ty robisz, Malfoy? - zapytała cicho, wstrzymując oddech. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle zrobiło jej się gorąco.
- Cicho, nie ruszaj się Granger. - spojrzał na jej czoło i delikatnie, ku uciesze Hermiony, prosto przykleił plaster.
- No, tak lepiej. - powiedział, nadal. Ją obejmując.
- Dziękuję. - rzekła cicho, tak samo jak chłopak wpatrując się w jego oczy. Zatopiła się w jego stalowoszarym spojrzeniu i nawet nie zauważyła kiedy chłopak przysunął twarz bliżej jej twarzy. Była pewna, że zaraz ją pocałuję, jednak ktoś im przerwał. A mianowicie najlepszy przyjaciel Malfoy’a, Blaise Zabini.
- Cześć! - krzyknął od progu, a dwójka współlokatorów natychmiast od siebie odskoczyła. - Przyszedłem zobaczyć, czy się nie pozabijaliście!
***
Końcówka może trochę nietypowa, ale to szczegół : ) Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Wiem, że motyw z wspólnym dormitorium jest oklepany i banalny, ale jest mi to potrzebne, bo będę musiała z tego skorzystać w następnych rozdziałach. I zresztą, to daje tak wiele możliwości. :D
Teraz jeśli chodzi o Lavender, dyrektora, Harry’ego i Rona, to po prostu postanowiłam “ożywić” parę osób, potrzebnych do rozwoju akcji i zmieniłam trochę akcję i uznałam, że Harry i Ron jednak wracają do Hogwartu. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :] To chyba tyle, pozdrawiam i liczę na jakieś komentarze :3

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział II - Teraz to mi musisz naprawdę pomóc, Granger.





- Co? Jak to? - powiedziała, rozglądając się. I rzeczywiście - Blaise'a nigdzie nie było widać. - Gdzie on jest?

- A skąd mam wiedzieć? - zapytał zdenerwowany.

- I co teraz? - spytała chłopaka, odwracając się w jego stronę. Nawet w tak nieodpowiedniej chwili, musiała przyznać, że chłopak w świetle słońca wygląda jeszcze przystojniej niż zwykle. Jego blond włosy, teraz bez żadnych przeciwwskazań, można było nazwać białymi, a jego oczy świeciły się odbijającym blaskiem. Na jego twarzy widniało przerażenie - "Musi się bardzo o niego martwić." - pomyślała Hermiona.

- Teraz Granger... Teraz to mi musisz naprawdę pomóc. - rzekł, patrząc na nią z nadzieją w oczach. Dziewczyna prowadziła wewnętrzną walkę z samą sobą - "Przecież to Malfoy!""Tak, ale przecież musi mu pomóc. Nie może go tak zostawić""Bo?""Bo to by było chamskie i egoistyczne z mojej strony. Zresztą i tak nie mam nic innego do roboty. Tak przynajmniej nie będę siedzieć w domu nad książkami i się nudzić. W końcu jakaś przygoda...". Dziewczyna po przekonaniu samej siebie, że robi dobrze, przytaknęła głową.

- Serio? Pomożesz mi? - zapytał ją, nie mogąc uwierzyć, że Hermiona Granger zgodzi się pomóc swojemu odwiecznemu wrogowi.

- Tak, Malfoy, pomogę Ci. - chłopak w odpowiedzi obdarzył ją olśniewającym uśmiechem. - A teraz chodź, musimy go gdzieś poszukać. - pociągnęła go w stronę centrum, mając nadzieję, że szybko znajdą Zabiniego, jednak myliła się. Po trzech godzinach poszukiwań i wypytywania przechodniów, mieli już serdecznie dość. Chcąc chwilę odsapnąć udali się do pobliskiej kawiarni, gdzie usiedli przy wolnym stoliku, na zewnątrz lokalu i zamówili po mrożonej herbacie.

- Dlaczego ty mi tak w ogóle pomagasz? - spytał ją chłopak. Widać było, że to pytanie nurtuje go od samego początku.

- Dlaczego ty w ogóle ze mną rozmawiasz? - odparła, a chłopak trochę się zmieszał, jednak szybko się zreflektował i nie dał nic po sobie poznać.

- Dlaczego miałbym tego nie robić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc na przechodzących ludzi.

- Bo jestem szlamą? A ty szlam nie cierpisz? Bo się mną brzydzisz? Bo jestem Twoim odwiecznym wrogiem? Hmm... nie to na pewno nie to. - powiedziała, uśmiechając się kpiąco.

- Bardzo śmieszne, Granger. Po prostu... już mi to nie przeszkadza. - rzekł, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Obrzuciła go badawczym spojrzeniem, a potem wybuchła głośnym śmiechem.

- A to dobre Malfoy, świetny żart. - wydusiła, nadal pękając ze śmiechu. - Mam ci tak po prostu uwierzyć, że ot tak przestało Ci przeszkadzać, że tacy jak ja, czyli mugole i szlamy oddychają tym samym powietrzem co Ty? Jakoś mało wiarygodne, wiesz?

Chłopak nie odezwał się, jedynie tylko rzucił jej krótkie, nieodgadnione spojrzenie. Siedzieli w ciszy, popijając swoje napoje, gdy nagle z daleka usłyszeli znajomy głos.

- Hej! Ślicznotko! Tak ty! Blond włosa piękności! - Hermiona oraz Draco obejrzeli się, a Malfoy zorientował się, że Blaise krzyczy do niego.

- Czy mi się wydaje, czy on naprawdę nazwał Cię blond włosą pięknością? - zapytała rozbawiona, a jednocześnie szczęśliwa Hermiona. W końcu przecież znaleźli Blaise'a.

- Nie wydaje ci się Granger. - powiedział przerażony chłopak, co dopiero wtedy, gdy zauważył, że jego ciemnoskóry przyjaciel biegnie do niego w szaleńczym tempie. Draco poderwał się z krzesła, co było błędem, bo tylko umożliwił Zabiniemu rzucenie się na niego. Z daleka sytuacja wydawała się nadmiar dziwna. Dwóch chłopaków leży na ziemi, z tego jeden próbuje pocałować drugiego, a ten krzyczy na cały głos, że nie jest gejem, i że tamten ma go zostawić. Obok brązowowłosa dziewczyna pęka ze śmiechu, a jednocześnie jest przerażona rozwojem sytuacji. Przechodnie rzucali im zdziwione, zdezorientowane i zniesmaczone spojrzenia.

- Granger! Pomóż mi! Weź go! - wydzierał się blondyn, jednocześnie bardzo zawzięcie unikając spotkania z ustami swojego najlepszego przyjaciela. Hermiona westchnęła ciężko, jednak odciągnęła - z wielkim trudem trzeba przyznać - Zabiniego od Dracona.

- Hej, puszczaj! - zaczął się wierzgać Blaise, próbując wyrwać się z objęć dziewczyny i prawie by mu się to udało, gdy pomógł jej Malfoy, unieruchamiając chłopaka.

- Co teraz? - zapytał zdyszany.

- A skąd mam wiedzieć? Musimy mu jakoś przywrócić pamięć.

- Tylko ciekawe jak.

- Trzeba go zabrać do szpitala. - powiedziała, uświadamiając sobie, że to jedyna opcja.

- Dokąd? - No tak. Można się było spodziewać, że Malfoy - czystokrwisty czarodziej nie będzie miał pojęcia, co to jest mugolski szpital.

- Do szpitala, Malfoy. Coś jak św. Mung, tylko że tam są lekarze, a nie uzdrowiciele. I proszę Cię bardzo byś zachowywał się normalnie, jeśli potrafisz. - powiedziała, dobitnie akcentując dwa ostatnie słowa.

- Oczywiście, że potrafię. - warknął zły.

~~~~

- Wow! Co to jest?! - wykrzyknął na cały korytarz Draco, wskazując na stojący automat ze słodyczami.

- Ciii! - syknęła dziewczyna, bo chłopak zwracał uwagę wszystkich pacjentów, pielęgniarek oraz lekarzy znajdujących się w pobliżu.

Chłopak jednak nie zwracał na nią uwagi i dalej zachwycał się – według niego – niezwykłymi sprzętami.

- Malfoy do cholery! Bądź ciszej, bo wszyscy się zaczynają na nas gapić! – warknęła poirytowana.

- Dobra Granger, opanuj się. Lepiej jak najszybciej mu pomóżmy. – wskazał na Blaise, który właśnie oglądał roślinę, stojącą na parapecie. Moment później dotykał językiem liście kwiata, a Hermiona i Draco natychmiast złapali go pod ramię i odciągnęli od okna.

- Może zawołajmy jakiegoś lerzaka… - zaproponował chłopak.

- Chyba lekarza. – powiedziała, parskając śmiechem.

- Oj, nie znam się na tych mugolskich zawodach. – powiedział, wzruszając ramionami i uśmiechając się lekko. Dziewczynie nie uszło uwadze, że wyglądał przy tym uroczo, jednak wyrzuciła te myśli, skupiając się na aktualnym problemie.

- Dobra, pójdę po lekarza, a ty przypilnuj Zabiniego i tu poczekaj. – rzekła, po czym ruszyła korytarzem, rozglądając się za jakimś doktorem.

Draco usiadł na krześle obok Blaise, który teraz mu się przyglądał.

- Kim ty właściwie jesteś? – zapytał znienacka.

- Draco, Draco Malfoy. – odrzekł blondyn, rzucając mu krótkie spojrzenie.

- Jestem gejem?

- Co? – wyrzucił oszołomiony i zdezorientowany Malfoy.

- Czy jestem gejem? – powtórzył pytanie ciemnoskóry.

- N-nie, dlaczego pytasz? – wyjąkał, nie wiedząc do czego zmierza Zabini.

- To dlaczego chciałem Cię pocałować? – Draco na samą myśl wzdrygnął się, lecz odpowiedział.

- Bo jesteś stary szurnięty. Jak już sobie wszystko przypomnisz to o tym porozmawiamy, kolego.

- Ah, dobrze. A skąd Cię znam?

- Znamy się od dzieciństwa, bo nasze matki się przyjaźnią. Chodzimy też do tej samej szkoły. W sumie to znamy się od pieluchy, czyli prawie siedemnaście lat. – powiedział Malfoy i zamyślił się. Dopiero teraz sobie uświadomił jak długo zna się z Blaise’m. Nawet nie wiedział kiedy to zleciało. Nie było wątpliwości, co do tego, że nikt nie zna Dracona Malofy’a dłużej i lepiej niż Blaise Zabini.

- A tamta z lokami to Twoja dziewczyna? – blondyn o mało co nie zakrztusił się swoją śliną. Spojrzał na swojego przyjaciela jak na idiotę i puknął się w głowę.

- Oszalałeś? Z Granger? Skąd ci takie pomysły przychodzą? Ja rozumiem walnąłeś się w głowę, straciłeś pamięć, ale to przechodzi ludzkie pojęcie. Stary, to jest Granger. To jest mój wróg. Rozumiesz? W-r-ó-g. Wiesz co to znaczy? Że jej nienawidzę. Może jest ładna i inteligentna, ale to Granger. Wyobrażasz sobie to? Draco Malfoy – arystokrata, pochodzący z czysto krwistej rodziny i Hermiona Granger – szlama od mugoli? Po pierwsze: fuj, po drugie: fuj i po trzecie: fuj.

- Jakiej rodziny? I co to jest ta szlama? - spytał chłopak i Malfoy chciał już odpowiedzieć, gdy zauważył, że w ich stronę zmierza brązowowłosa razem z jakimś mężczyzną. Mógł mieć jakoś czterdzieści lat; trochę się garbił, miał mocny zarost, a we włosach widniało kilka siwych pasm.

- Witam, nazywam się Marcus Green. Co się stało? – zapytał lekarz, a Draco niemal natychmiast opowiedział całe zdarzenie.

- Rozumiem, na początek trzeba przeprowadzić kilka badań. Proszę za mną. – powiedział, zwracając się do Zabiniego. Hermiona i Malfoy zostali sami, więc nieco skrępowani usiedli na krzesłach.

- Jesteś cała umazana. – powiedział po dłuższej chwili Draco, przypominając sobie, że dziewczyna nadal jest cała w lodach czekoladowych.

- Nie szkodzi. Później pójdę do domu i się przebiorę. Poczekam na wyniki badań, przecież ty się na tym nie znasz.

- Jakoś bym sobie poradził. Jesteś pewna, że zostaniesz? – chłopak sam nie wiedział dlaczego tak naprawdę rozmawia z dziewczyną i nie wiedział również, czemu podświadomie chciał by dziewczyna została. Przecież jej nienawidzi! Więc czemu tak bardzo cieszyło go, że zgodziła mu się pomóc i że z nim rozmawia? Sam nie miał pojęcia.

- Tak, poczekam. – powiedziała dobitnie, chcąc zakończyć jak najszybciej rozmowę.

Żadne z nich się już nie odezwało i siedzieli tak w ciszy z dwie godziny, aż do przybycia lekarza, który oznajmił, że to tymczasowa amnezja i już jutro chłopak powinien sobie wszystko przypomnieć. Obydwoje odetchnęli z ulgą, a po chwili zjawił się Blaise i wszyscy ruszyli na zewnątrz.

     Słońce powoli znikało za horyzontem, a niebo zrobiło się całe pomarańczowe. Było odrobinę chłodniej i zaczął wiać lekki wiatr.

- No więc Granger, my musimy już się zbierać. Dziękuję za pomoc i przepraszam za ten incydent. – powiedział szybko i nie dając dziewczynie czasu na odpowiedź lub chociażby przeanalizowanie tego faktu, że Draco Malfoy ją przeprosił i jej podziękował, chłopak złapał Blaise’a za rękę i szybko ruszył w przeciwną stronę.

- Hej Malfoy! Malfoy! – darła się jeszcze za nim dziewczyna, jednak chłopak nie oglądnął się za siebie i po chwili zniknął za najbliższym zakrętem, ciągnąc za sobą Zabiniego. Dziewczyna wzruszyła ramionami i poszła na pobliski przystanek autobusowy, skąd udała się na przedmieścia Londynu, gdzie mieszkała. W domu zastała ją pustka w postaci osób znajdujących się w mieszkaniu oraz w postaci ilości jedzenia znajdującego się w lodówce. Głodna, jednak z niewiadomych przyczyn szczęśliwa udała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic oraz przebrała się w piżamę. Włosy związała w luźnego koka przy czubku głowy i poklepując w podłogę kapciami udała się na dół. Ledwo usiadła w salonie na kanapie, usłyszała dźwięk otwieranych drzwi oraz krzyk swojej mamy:

- Hermiono! Jesteś?!

- Tak! – odkrzyknęła, nagle przypominając sobie o zakupach, których nie zrobiła. I jakby czytając w jej myślach kobieta, wchodząc do salonu spytała:

- Zrobiłaś zakupy?

- Eee… był taki incydent i jakoś tak wyszło, że… nie zdążyłam zrobić. – wydusiła, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem.

- Chcesz mi powiedzieć, że przez prawie sześć godzin ty nie zdążyłaś zrobić zakupów? Możesz mi przynajmniej wytłumaczyć co takiego robiłaś, że nie miałaś czasu? – zapytała srogo jej mama, a dziewczyna zarumieniła się i wyjąkała:

- N-no, taki wypadek miałam… znaczy się sytuację… eee, zrobię te zakupy. Na pewno, ale to jutro, dobrze? Też cię kocham. – pocałowała matkę w policzek i szybko uciekła na górę, gdzie nagle odczuwając ogromne zmęczenie, rzuciła się na łóżku i prawie natychmiast odpłynęła w ramiona Morfeusza.


Uff… skończyłam. Jakoś mi nie przypadł do gustu, jednak myślę, że zdołacie przeczytać te moje wypociny i coś skomentujecie. Bardzo mi zależy na ocenie. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie szybciej i postaram się by był w miarę długi, tak w ramach wynagrodzenia mojej dość długiej nieobecności. Cieszę się, że ktoś tu jeszcze wchodzi i to czyta, Bardzo dziękuję za komentarze, naprawdę, to ogromnie motywuje. Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz, że rozdział ukazuje się dopiero teraz.


PS: Przepraszam również za wszelakie błędy, jednak chciałam dodać go jak najszybciej i sprawdzałam dość niedokładnie.